Jedzenie to narzędzie do nauki psa różnych, przydatnych umiejętności

Jedzenie to narzędzie do nauki psa różnych, przydatnych umiejętności
15-12-2017

Po co pies je? Pytanie absurdalne – żeby żyć! Tak, to też. Ale do czego jeszcze służy karma? Zdaniem psich szkoleniowców jedzenie to znakomite narzędzie do nauki psa. Nic tak dobrze nie motywuje naszego zwierzaka do postępów w nauce, jak ulubiony smakołyk.

Jak więc odpowiednio wykorzystać w szkoleniu możliwości, które daje psi przysmak? I dlaczego nie każde jedzenie, zwłaszcza to z ludzkiego stołu, jest odpowiednie dla naszego czworonożnego przyjaciela? O to PUPIL zapytał Jacka Gałuszkę, behawiorystę, psiego szkoleniowca, założyciela szkoły Wesoła Łapka. Jedzenie to właściwie prosta sprawa. Dziwnym jest więc pytanie: „Po co uczyć psa jedzenia? Czemu to miałoby służyć?” Ale przypominam sobie, że to może się bardzo przydać, o czym Ty, behawiorysta, wiele razy mówisz. Tak, bo jedzenie to nie jest to samo, co żywienie. Dlatego że pies musi jeść, żeby żyć, a żywienie zakłada coś więcej. Możemy wykorzystać jedzenie jako fantastyczne narzędzie i w komunikacji z psem, i w uczeniu go życia, w uczeniu rozmaitych umiejętności. Mamy więc żywność, która daje mu wszelkie składniki niezbędne do tego, żeby był zdrowy. Teraz zostaje jedzenie, które – jak rozumiem – może być wykorzystane do tego, by psa odpowiednio ukształtować. Wszystko po to, by wspólnie dobrze się nam żyło? To jedzenie, które przewodnik podaje zwierzęciu, może być fantastycznym motywatorem w nauce. Jeżeli uczę psa przywołania, mogę wykorzystać jego normalne jedzenie jako znakomity motywator, czyli za każdym razem, kiedy zwierz do mnie przyjdzie na wołanie, dostanie trochę jedzenia. Ma więc powód, żeby do mnie wracać. Jeżeli mam na przykład psa, który nudzi się w domu, mogę wykorzystać jedzenie po to, żeby nadziać nim konga (to jest taka zabawka behawioralna) i daję psu to jedzenie w sposób aktywny, czyli on musi się postarać, żeby wydostać te smakołyki ze środka tej zabawki. Jeżeli mam na przykład psa, który nudzi się w domu, mogę wykorzystać jedzenie po to, żeby nadziać nim konga (to jest taka zabawka behawioralna) i daję psu to jedzenie w sposób aktywny, czyli on musi się postarać, żeby wydostać te smakołyki ze środka tej zabawki. A to może go na chwilę zająć… Nie na chwilę – czasami to trwa znacznie więcej niż chwilę, bo nawet do godziny. To powoduje, że pies ma połączenie jedzenia ze stymulacją umysłową, a więc to jest bardzo ciekawe, bardzo ważne. Z tym jest trochę tak, jak dla człowieka z rozwiązywaniem krzyżówek – dzięki temu pies się nie nudzi. Można też jedzenie wykorzystać jako sposób na budowanie właściwej relacji ze zwierzęciem, a więc uczę je czekania, zanim mu podam jedzenie. W takiej sytuacji ono uczy się tego, co w normalnym, dzikim stanie psy (i nie tylko one, ale w ogóle drapieżniki) muszą zrobić – popracować i poczekać na moment posiłku. Nie zdarza się przecież, że zając pojawia się przed psem znikąd i prosi, żeby go zjeść… Mogę więc wykorzystać jedzenie, prosząc psa, żeby poczekał chwilę. I wtedy dostaje swoją porcję jako nagrodę za czekanie, co znowu buduje fajną relację z przewodnikiem, bo od przewodnika zależy przecież jaką porcję i kiedy pies dostanie. Ale z jedzeniem wiążą się jeszcze dwie rzeczy, o które chciałbym Cię zapytać. Pierwsza z nim to uczenie zwierzaka, że jego ludzie mogą bezkarnie zabrać mu coś z miski, a on w takiej sytuacji nie ma prawa zareagować agresją. To dotyczy zwłaszcza sytuacji z udziałem dzieci. To jest bardzo wątpliwe… Ja też nie lubię, gdy zamawiam w restauracji kotlet, a potem przychodzi kelner i zabiera mi go, żeby zobaczyć, za którym razem się zdenerwuję. Co sugerujesz – że trzeba raczej dziecko nauczyć, że tak się nie robi? Absolutnie tak! W ogóle w świecie psów obowiązuje taka zasada, że jedzenie niezajęte należy do przewodnika, a jedzenie oddane do tego, kto je. Jeżeli więc ja trzymam miskę w rękach, to jest to moje jedzenie. W świecie psów obowiązuje taka zasada, że jedzenie niezajęte należy do przewodnika, a jedzenie oddane do tego, kto je. Jeżeli więc ja trzymam miskę w rękach, to jest to moje jedzenie. I pies nie ma prawa się do niego zbliżyć. Nawet jeśli mam psa, który jest agresywny przy misce, on nie będzie tak długo agresywny, jak długo ja tę miskę trzymam. Jeśli natomiast ją odstawię, jest to już jego miska. Kiedy więc spróbuję ją znowu wziąć, to pies może zareagować nerwowo, zwłaszcza jeżeli będzie głodny. Lepiej więc nie ryzykować… Nie, nie ryzykujemy. Natomiast można nauczyć psa, że obecność człowieka podczas jedzenia nie jest związana z żadnym zagrożeniem, a więc że to jest neutralne. A pierwszym objawem tego, że dzieje się coś złego, jest to, że kiedy my podchodzimy do jedzącego psa, on przyspiesza jedzenie – zaczyna to gwałtownie połykać. Żeby mu człowiek nie zabrał pożywienia. Tak, to znaczy, że jego jedzenie nie jest spokojne, związane z relaksem, ale z pewnym napięciem, z obawą. I tutaj należałoby zacząć pracę nad tym. Jest mnóstwo rzeczy, które możemy z tym zrobić… Na pewno jednak taki objaw uznałbym za niepokojący. Mamy okres przedświąteczny, więc chcę zapytać o jeszcze jedną, ważną sprawę: świąteczny stół, a na nim wiele smakołyków, które nie powinny trafić do psiej michy. Ale zawsze ciocia czy babcia postanowią poczęstować patrzącego na nie zwierzaka. Wiemy, że tak się nie powinno stać. Dlaczego? A drugie pytanie do Ciebie, jako psiego behawiorysty będzie może chybione, ale być może odpowiesz na nie: jak przekonać naszych bliskich, by nie karmili zwierzaka smakołykami ze stołu? (śmiech)… Słyszę, że Cię ubawiłem. Wiesz, wzdycham i śmieje się, bo tak naprawdę to bardzo ciężki temat. Ponad 90 procent pracy mojej jako behawiorysty to nie jest praca ze zwierzęciem, ale z człowiekiem – z tym, który jest właścicielem zwierzaka. Zwykle w takiej sytuacji staram się odwołać do dobrego serca tych ludzi, którzy karmią psa. Mówię w ten sposób: „Ten zwierz będzie cierpiał. Będzie go bolał brzuszek. Na pewno nie chcesz, droga babciu/ciociu, żeby na święta mój pies się pochorował i żebym musiał jeździć do lekarza, zamiast spędzić ten czas z tobą…?” Zwykle takie odwołanie się do dobrego serca i ludzkich uczuć pomaga. Ponad 90 procent pracy mojej jako behawiorysty to nie jest praca ze zwierzęciem, ale z człowiekiem – z tym, który jest właścicielem zwierzaka.         Bo z całą pewnością pies niczego z ludzkiego stołu jeść nie powinien. Dlaczego – powiedz, proszę, krótko. Dlatego że psie jedzenie musi być odpowiednie dla jego gatunku. Natomiast to, co my jemy, dla niego się nie nadaje. Nie jesteśmy drapieżnikami jak psy, one nie gotują swojego jedzenia tak, jak my – nie przygotowują go w ten sposób, nie przyprawiają. Niektóre produkty mogą być dla psa trujące – np. rośliny cebulowate czy czekolada, o której działaniu na psy już większość ludzi wie. Dlatego takich rzeczy z naszego stołu absolutnie nie powinniśmy dawać psu – właśnie dla jego zdrowia i bezpieczeństwa.

Podziel się na:
Powrót